Rzecz się dzieje w gabinecie
u chirurga urologa:
Wykastrować, pacjent plecie,
proszę mnie, motyla noga.
Panie, to nieodwracalne,
mówi lekarz, w oczy patrzy,
a ten słowa śle nachalne:
Wykastrować mnie, raz, dwa, trzy!
Co za pomysł? Ja chromolę,
czy głupota, czy odwaga,
myśli, kładąc go na stole.
Pacjent płaci i wymaga.
Zabieg przeszedł zgodnie z planem,
chirurg wypił szklankę wody,
lecz zadręcza się pytaniem:
czy to była kwestia mody?
Zatem pyta się kastrata,
co wycięte ma klejnoty,
tak po ludzku, jak brat brata,
o przyczynę oraz motyw.
Niby jeszcze pod kroplówką,
lecz już gada i już wstaje:
Bo ja wziąłem ślub z Żydówką,
u nich takie są zwyczaje.
A… więc zatem obrzezanie –
taki zabieg z męskim ciałem,
chciał Pan mieć, szanowny Panie.
No…, a jak ja powiedziałem?
Wiersz wyróżniony w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim Wiersza Klasycznego o "Buławę Marszałka"
Po zalogowaniu – pełny dostęp
do wszystkich materiałów
WierszeNiepokorne.pl
Website powered by Paweł Tymirski since 2019